No i jesteśmy w komplecie. Zabraliśmy się za zwiedzanie, bo Kasia i Tomek w Bangkoku jeszcze nie byli. Tak więc odhaczamy kolejne miejsca, których i my nie widzieliśmy. Wat Pho , był naszym głównym celem w dniu dzisiejszym. Można się tam dostać z centrum ( właściwie jednego, z wielu centrów Bangkoku ) na kilka różnych sposobów. Najdroższa, wydaje się najtańsze wersja. Czyli Tuk Tuk, który oferuje objazd po najważniejszych atrakcjach miasta za jedyne 20 THB ( 2 PLN), co uznaliśmy za lekko podejrzane. No i faktycznie, Tuk Tukiem, można jechać za 20 THB, jeśli damy się zawieźć na łódkę, której rejs kosztuje 500 THB -50 PL ( po targowaniu 300 THB). Nie ma to najmniejszego sensu, bo z przystani nr. 13 (najbliżej naszej lokalizacji) , do większości atrakcji turystycznych, można dopłynąć tramwajem wodnym za 1,5 PLN, czyli 15 THB. Myślimy, że frajda porównywalna, a pozostałe w kieszeni pieniążki, wykożystać można w lepszy sposób.
Wstęp do Wat Pho 100 THB, w cenę jest wliczona butelka wody. Znajduje się tam największy leżący budda, ma aż 46 m. Następnie chińska dzielnica, nie wiem czego my się żeśmy spodziewali, ale przypominała nam raczej bazar na Wólce. Mydło i powiodło, a raczej sokowirówka i wiatrówka. Wieczorem ruszamy w drogę na wyspy.
Pociąg okazał się nie taki zły jak myśleliśmy. Standardem różni się trochę od tego z AC.( tak jak by porównać Pendolino do TLK) Ale przynajmniej nie spaliśmy w lodówce.