Van Vieng, to urocze miasteczko, położone w bardzo malowniczej okolicy. Laos nie ma dostępu do morza, ale doskonale wykorzystuję wszystkie atuty jakie posiada. Co prawa miejsca takie jak Vang Vieng i Louangphrabang są bardzo skomercjalizowane, co niektórym turystom może przeszkadzać, ale i tak warto się w nich zatrzymać, choćby na chwilkę.
Dzisiejszy dzień upłynął nam na wyprawie skuterowej w okolicy Vang Vieng. Wypożyczenie skutera z automatyczną skrzynią biegów -70 000 Kipów-31 PLN, manualna skrzynia 50 000- 22PLN. Za paliwo zapłaciliśmy 30 000 K , czyli 14 PLN. Cały dzień,to znaczy od 8:00 do 20:00. Podobno turystom nie wolno jeździć po 20:00, policja może nawet wystawić mandat. Poza tym o godzinie 18 i tak tyłki nas tak bolały, że mieliśmy dosyć.
Jeśli chodzi o drogi to w mieście jest asfalt, poza nim już nie koniecznie.
Przez laotańskie wioski prowadzi szutrowa wyboista droga. W okolicy jest wiele jaskiń, punktów widokowych oraz lagun z lazurową wodą z atrakcjami takimi jak tyrolki, zjeżdżalnie, kajaki, dmuchane koła itp. Takie wesołe miasteczka na wodzie.
Nam przede wszystkim zależało na punkcie widokowym o którym przeczytaliśmy w LP.
Jednak zgubiliśmy się trochę i w sumie na dobre nam to wyszło, bo trafiliśmy na inny punkt widokowy i zupełnie sami mogliśmy podziwiać widoki.Nie było tam ani jednego turysty.
Dzień minął bardzo szybko, wieczorem zapuściliśmy się na drugą stronę rzeki, gdzie na podestach z malutkimi stolikami delektowaliśmy się lokalnymi specjałami. Tu też nie było zbyt wielu turystów, przynajmniej z Europy. Za to poznaliśmy Tana i Pata z Tajlandii i całą kilku laotańczyków, którzy próbowali pomóc nam rozszyfrować menu, które było ,o dziwo, tylko w języku laotańskim.
Rezultat był taki, że dalej nie wiemy co zjedliśmy, grunt że było smaczne.